Weszła razem z Joelem. Szybko rozglądnęła się po sali, wybrała stoliczek przy ścianie. Podeszła do niego, ściągnęła kurtkę.
- Może być tutaj? - zapytała. Zawiesiła kurtkę na oparciu, czekając na odpowiedź. Była w każdym razie gotowa w każdej chwili ją zdjąć.
Podszedł do niej i pomógl jej zdjac kurtkę.
-tutaj ,tutaj, zaraz wracam zamówię coś dla nas- powiedział zostawiajac ja na chwile samą.
Wrócił po krótkiej chwili z dwoma kubkami.
-gorąca czekolada - wyjaśnil co jest w kubkach - idealna na rozgrzanie się i najlepsza w mieście - usiadł naprzeciw niej
- Dziękuję. Lubię czekoladę. - wzięła od niego kubek i napiła się. - Mmm, a ta jest wyjątkowo dobra. - uśmiechnęła się. Musiało to śmiesznie wyglądać, na wardze zostały jej 'wąsy' z czekolady. Szybko je zlizała, postanowiła zacząć rozmowę.
- Więc... masz jakieś zwierzęta? - zapytała. Teraz nie była wyjątkowo twórcza, jeśli chodzi o pytanie.
Popatrzał jak zlizuje 'wąsy' i pomyślał o tym, że ona nawet nie zdaje sobie sprawy jak sexownie to zrobiła. Uśmiechnął się, gdy usłyszał to pytanie.
-ja nie, za to moja rodizna tak - wyjaśnił - mam rozumieć, że jesteś fanką zwierzaków tak? Ty masz jakieś? -
- Nie, na razie futrzak mi niepotrzebny - powiedziała. - Ojciec miał hodowlę hartów, strasznie to wszystko śmierdziało. - Wzdrygnęła się na samo wspomnienie.
-ah tak - powiedział popijając swoją czkeoladę - jako dziecko miałem psa, nazwaliśmy go Szekspir, prawda, że ciekawe imie, nie? - zaśmiał się - tylko jak zdechł beczałem przez tydzień. i od tego czasu mam uraz. - wyjaśnił
- Ciekawe, ciekawe. - przytaknęła. - Cóż, nie dziwię się. Za pierwszym zdechłym psiakiem też ryczałam. Ale potem zaczęłam się przyzwyczajać. Zdychały jeden po drugim... - powiedziała. Smutno było, ale nie brakowało jej zwierząt, nawet ich nie lubiła. Przerażała ją natomiast wizja śmierci.
-z resztą mam uczulenie na sierść psow i dłuższe egzystowanie z nim iw jednym pokoju mi szkodzi - wyjaśnił i spojrzał na blat stolika- przepraszam na chwile - znów odszedł na chwile od stolika iwrócił z jakimiś bajecznie kolorowymi, lukrowanymi ciasteczkami - zapomniałem przedtem o żarciu - uśmiechnął się i wrzucił do buzi wielką muffinkę - meskash thu od da...dawna? - zapytał przegryzając ciastko
Też wzięła dużego gryza, aczkolwiek nie zjadła całej od razu. - Ne, pshyjechaam wczorah. Ale ne mohe znaleszcz mheshkana - przełknęła. Zastanawiała się, co teraz ze sobą zrobi.
Przemyślal sytuację przez chwilę. Do domu jej nie wezmę, bo Brooke mnie zabije, pomyślał. Ale...
-moze chciałabyś się ulokować na jakiś cza su mojej siostry? - zapytał ożywiony gdy przełknął swoje ciastko
- Fajnie by było. Ale tyle już dla mnie zrobiłeś... - zawahała się. Z drugiej strony nie miała gdzie pójść.
- A mogę? - musiała się upewnić, nie chciała się nigdzie wpychać.
-nie no nie ma sprawy - powiedział pisząc smsa do Skye. Wyciągnął z kieszeni jakiś mały notes, który zawsze mial przy sobie, jak i równiez długopis. Napisał adres na kartce.
-Pojedziesz na staten island, przez brooklyn, do wyspę - wyjaśnił kreśląc obok adresu minimapę ulic Nowego Jorku - potem podasz taksówkarzowi, by kierował się do najbliższego prywatnego portu i gotowe, to tak jakby nie wiedział gdzie, ale sądzę, że sam adres wystarczy - podał jej kartkę - Skye powinna być w domu. Jeśli nie...to przyjmie cię jej gosposia i ulokuje w jednej z pustych sypialni - wyjaśnił
- Wielkie dzięki. - ten koleś nie wiedział, jaka jest mu wdzięczna. Zaczęła powoli wstawać.
- Cóż, bardzo miło z twojej strony, że mnie tu przyprowadziłeś. I że załatwiłeś mi mieszkanie, i w ogóle... - uśmiechnęła się. - A właśnie... - wyciągnęła z torby notes na szkice. - Dasz mi swój numer? I dobrze będzie mieć numer Skye... - powiedziała.
- Jasne - odparł hustając się na krześle - moj [xxxpodajenumerxxx] masz? i Skye [xxxnumerxxx].. Nie! ja zaplacę - powiedział przechylajac się na krześle w stronę stołu i wyciagając portfel
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach